Egzamin gimnazjalny 2010
Jurand ze Spychowa był rycerzem znanym ze swej siły i męstwa. Mścił się okrutnie na Krzyżakach, którzy zabili mu żonę. W odwecie Krzyżacy porwali jego córkę Danusię. Udał się po nią do zamku krzyżackiego w Szczytnie, gdzie został upokorzony i okrutnie okaleczony przez zakonnika krzyżackiego Zygfryda. Oślepiono go, pozbawiono języka i prawej dłoni. Nie udało mu się odzyskać córki. Po wypuszczeniu z lochu spotkał przypadkiem Maćka z Bogdańca i Jagienkę, którzy odwieźli go do domu w Spychowie.
Przy krześle stał stół, a na nim krucyfiks, dzban z wodą i bochen czarnego chleba z utkwioną w nim mizerykordią, czyli groźnym nożem, którego rycerze używali do dobijania rannych.
– Jest tu Hlawa – ozwała się wreszcie słodkim głosem Jagienka – chcecie-li go wysłuchać?
Skinął głową na znak zgody, więc Czech rozpoczął […] opowiadanie […]. Ponurej tej opowieści towarzyszył nie mniej posępny pomruk zapowiadającej się burzy. […] Jurand słuchał opowiadania bez jednego drgnienia i ruchu, tak że obecnym zdawać się mogło, iż jest pogrążony we śnie. Słyszał wszystko jednak i rozumiał wszystko, bo gdy Hlawa zaczął mówić o niedoli Danusi, wówczas w pustych jamach oczu zebrały się dwie wielkie łzy i spłynęły mu po policzkach. Ze wszystkich ziemskich uczuć pozostało mu jeszcze jedno tylko: miłość do dziecka.
Potem sinawe jego usta poczęły poruszać się modlitwą. Na dworze rozległy się pierwsze, dalekie jeszcze grzmoty i błyskawice jęły kiedy niekiedy rozświecać okna. On modlił się długo i znów łzy kapały mu na białą brodę. […]
Na koniec stary Tolima, prawa Jurandowa przez całe życie ręka, rzekł:
– Stoi przed wami, panie, ten piekielnik, ten wilkołak krzyżacki, który katował was i dziecko wasze; dajcie znak, co mam z nim uczynić i jak go pokarać?
Na te słowa przez oblicze Juranda przebiegły nagle promienie – i skinął, aby mu przywiedziono tuż więźnia.
Dwaj pachołkowie chwycili go w mgnieniu oka za barki i przywiedli przed starca, a ów wyciągnął rękę, przesunął naprzód dłoń po twarzy Zygfryda […], następnie opuścił ją na piersi Krzyżaka, zmacał skrzyżowanie na nich ramion, dotknął powrozów – i przymknąwszy oczy, znów przechylił głowę.
Obecni mniemali, że się namyślał. Ale cokolwiek bądź czynił, nie trwało to długo, gdyż po chwili ocknął się – i skierował dłoń w stronę bochenka chleba, w którym utkwiona była mizerykordia.
Wówczas Jagienka, Czech, nawet stary Tolima i wszyscy pachołkowie zatrzymali dech w piersiach. […] Ale on, ująwszy w połowie nóż, wyciągnął wskazujący palec do końca ostrza, tak aby mógł wiedzieć, czego dotyka, i począł przecinać sznury na ramionach Krzyżaka.
Zdumienie ogarnęło wszystkich, zrozumieli bowiem jego chęć – i oczom nie chcieli wierzyć. Tylko ksiądz Kaleb począł pytać przerywanym przez niepohamowany płacz głosem:
– Bracie Jurandzie, czego chcecie? Czy chcecie darować jeńca wolnością?
– Tak – odpowiedział skinieniem głowy Jurand.
Coraz częstsze błyskawice rozświecały okna, burza była bliżej i bliżej.
Henryk Sienkiewicz, Krzyżacy, Warszawa 1982.